Moim zdaniem, gdy dojdzie się do wprawy, a wcale nie trwa to długo, łatwiej jest osnuwać na ramie i potem zakładać osnowę na warsztat. Pierwszy raz będzie trudny, można się spodziewać wielu błędów i niewygody. Ale z każdym kolejnym razem łatwiej już będzie przygotować i zabezpieczyć osnowę oraz założyć ją na krosno. Mniej więcej wygląda to tak:
Oto przygotowana osnowa, niezbyt długa, więc nie widać warkocza, krosno i haczyk, niezbędny do tej roboty.
Zakładamy osnowę na dłoń w sposób pokazany na zdjęciu. Jak widać, bardzo się starałam, żeby pokazać, jak to zrobić ;-).
Każdą kolejną nić wybieramy w miejscu skrzyżowania, w ten sposób mamy pewność, że bierzemy właściwą i nic nam się nie poplącze.
Nitka zdjęta z dłoni, gotowa do przewleczenia przez szczelinę SZTYWNEJ NICIELNICO-PŁOCHY (wrrr...).
Nitkę po przeciągnięciu zakładamy na drążek. W trakcie postępowania pracy, kiedy będziemy przesuwać drążek, należy pamiętać o zakładaniu na niego w odpowiednim momencie sznurków mocujących do wałka. To ważne, bo jeśli o tym zapomnimy, będziemy kląć na czym świat stoi, co nam i tak nic nie da - nitki trzeba będzie z drążka zdjąć, uważając, żeby nie uciekły ze swoich szczelin, i nawlec raz jeszcze, pamiętając już o sznurkach.
I oto wszystkie nitki przewleczone...
Teraz wiadomo: nawijamy (podkładając papier i równo naciągając), następnie przewlekamy nici przez oczka, co by uzyskać przesmyk i przywiązujemy osnowę do drążka.
Do przywiązywania należy się dobrze przyłożyć. Kto raz się nie postarał, ten wie. Źle, nierówno napięta osnowa doprowadza do szału podczas tkania i deformuje tkaninę. Napięcie osnowy warto sprawdzać po obu stronach siatki, a nie tylko przed nią. Jeśli zawiązaliśmy już podwójne, mocne supełki i nagle na jaw wyszło, że któryś pęczek jest źle napięty, radzę się jednak pomęczyć z odwiązywaniem i poprawić. Pomóc nam może w tym np. jakaś gruba igła czy inny szpikulec (ja akurat mam szydełko z ułamaną końcówką): wbijamy to to w supeł i on się ślicznie i bezproblemowo rozluźnia.
Niekiedy, aby dokonać dzieła tkacz musi przelać krew. Albo przynajmniej zedrzeć naskórek. Jak bardzo poświęciłam się podczas napinania osnowy, obrazuje poniższe zdjęcie. Wyobraźcie sobie, że nic nie czułam.
Kiedy zakończymy osnuwanie, odwieszamy krosno na ścianę na tydzień lub dwa... Niestety, moja Harfa ładnie już tak sobie wisi i chyba jeszcze powisi. Choroba opanowała domostwo i na razie trzeba się skupić na walce z dziadostwem.
Jeśli to co napisałam i pokazałam wydaje się Wam niejasne lub nie przekonuje to snucia na ramie, proponuję obejrzeć sobie te filmiki:
Ach! Dostałam prezent! Kłębuszki "przekręconego merynosa południoamerykańskiego" od Finextra. Teraz już wiem jak wygląda taki merynos, gdy się przekręci ;-). Wełenkę pokażę następnym razem, bo jeszcze jej nie obfotografowałam. A tymczasem koleżance z zaprzyjaźnionego bloga dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Proszę uprzejmie, zaskoczysz mnie, jeśli uda Ci się coś z "przekręconego" zrobić,według mnie to raczej materiał na śmietnik.
OdpowiedzUsuńOsnuwam jak piszesz, teraz już cały proces od kłębka do gotowej osnowy na Harfie zajmuje mi nie więcej niż 3 godziny. Z kołka nie korzystam, bo nie mam długiego stołu, ale swoją starą ramkę osnuwałam metodą "kołkową" na podłodze (ramkę przystawiałam mineralną, żeby się nie suwała, za kołek robiła noga stołowa po drugiej stronie pokoju). Trwało cały dzień i kosztowało mnie całkowitą utratę sprawności lewej nogi na dwa dni wskutek pełzania po podłodze wte i wewte. Wolę na ramie!
Jakiś tam pomysł mam, ale aż się boję myśleć, kiedy uda mi się próba jego realizacji... Na komputer mam czas, bo najwygodniej karmi mi się córcię przy biurku - ona je a ja operuję raz prawą, raz lewą ręką i śmigam po necie (o ile opędzę się od reszty mojej menażerii).
UsuńA że osnuwasz na ramie zauważyłam właśnie wczoraj na Twoich zdjęciach :-). Godne podziwu Twe wcześniejsze poświęcenie! Znam to szukanie rozwiązania, by zaspokoić palącą potrzebę tkania :-D.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisałaś nakładanie osnowy! Zanim zabrałam się za to pierwszy raz oglądałam filmy Kromskich po kilka razy. Wypróbowałam metodę z kołkiem i na ramie i na razie odpowiada mi i jedna i druga. Zgadzam się z Tobą, że warto przyłożyć się do napinania osnowy i poprawiać do skutku!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak Ci pójdzie z przekręconą nitką. Ja niedawno nałożyłam przekręconego Wensleydale. "Zabawa" była przednia, założyłam, ale widzę, że będzie dalej wesoło. Krosno na razie odpoczywa.
Serdecznie pozdrawiam:)
Dzięki :-).
UsuńZ mojego martwego merynosa osnowy nie będzie, bo go za mało i wierzę producentce, że po prostu się nie da. Ale zobaczymy jak się zachowa jako wątek. Jeśli mnie rozczaruje, to zostanie na wieki wieków w pudełku jako pamiątka sympatycznego gestu Finextra :-).