sobota, 27 kwietnia 2013

Z życia tkacza

Post z gatunku informujących Szanownych Czytelników bloga o tym co robi autor bloga, gdy Szanowni Czytelnicy myślą, że nic nie robi ;-).
Przede wszystkim walczę z przeciwnościami losu o czas i warunki do samorozwoju. Samorozwój w tym konkretnym przypadku należy zdefiniować jako intensywne starania zmierzające do: a) poszerzania wiedzy o tkaniu i tkactwie, b) szlifowania zdobytych umiejętności tkackich, c) zdobywania nowych umiejętności tkackich. Walka ta lekka nie jest, więc oszałamiających postępów samorozwoju brak.

Najwięcej czasu poświęcam chyba teoretycznemu zgłębianiu tajemnic świata trasmattorów, o których napomknęłam w tym poście. Po obejrzeniu wieeeelu zdjęć, po odwiedzeniu licznych blogów oraz po wybiórczej lekturze książek "Rug Weaving Techniques" i "The Techniques of Rug Weaving" Petera Collingwooda (poznanego dzięki Alicji) przeszłam do etapu projektowania wzorów w programie komputerowym. Tym razem posługiwałam się programem Fiberworks PCW Silver. Program jest płatny, ale w wersji demo  aktywne są wszystkie funkcje, brak jedynie możliwości zapisywania  (i bodajże drukowania). Dlaczego nie WeaveDesign? Bo Fiberworks posiada funkcję, która umożliwia symulację tkanin typu weft-faced, czyli takich, w których wątek zakrywa osnowę (nie ma znaczenia rodzaj splotu). I dzięki temu w końcu zrozumiałam jak utkać wzór, który zatruł mi życie (żaliłam się  tu). Jeśli praktyka nie rozminie się z teorią, pochwalę się efektami :-).

Poza tym krosno stołowe doczekało się mechanizmu  unoszącego nicielnice, trzeba jeszcze wyregulować parę detali i powinno działać. "Parę detali" brzmi banalnie, ale wiem, że będą to czynności czasochłonne, niestety. 

Poza tym staram się gromadzić wiedzę na temat tkania lnu, który - jak wynika z lektury - rządzi się twardymi prawami i na kompromisy nie mam co liczyć. Mam nadzieję, że gdy się lepiej poznamy, współpraca  ułoży nam się bez większych wpadek  i zgrzytów.
 
A w międzyczasie  spróbowałam... wrzeciona! Dzięki Eli dysponuję pokaźną ilością wełny do wprawek. Oprócz wełny zostałam też przez nią obdarowana cennymi radami, za które serdecznie dziękuję. Przędzenie okazało się czynnością przyjemną i chętnie przy okazji będę się w nim doskonalić, ale wiem już, że nie połączy nas nic więcej oprócz sympatii. Prawdziwie głębokim uczuciem darzę jednak tkactwo :-).
Prezent od Eli. Ta niteczka to jej dzieło.

A tak w ogóle to ten post był tylko pretekstem, żeby dać na bloga jeden z moich ulubionych utworów jednego z moich ulubionych zespołów. Słuchałam go w 2010, gdy skonstruowałam wyjątkowo prymitywny pionowy warsztat tkacki - dawno bym o nim zapomniała, gdyby nie kojarząca mi się z tamtym okresem muzyka.


A jak już, to już, niech będzie jeszcze jeden utwór. Od przybytku podobno głowa nie boli :-)
Jeśli możecie, załóżcie słuchawki.


I jeszcze jedno - pozdrawiam serdecznie Czytelników z Getyngi ;-)!  Miło było Was tu gościć. Jeśli  jeszcze zajrzycie, zostawcie po sobie ślad :-)


niedziela, 21 kwietnia 2013

Koronkowo

Utkałam szalik. Miał być na wiosnę, ale bardzo zimne przedwiośnie zamieniło się od razu w lato, więc szalik będzie musiał poczekać do jesieni. Autorką projektu Light and lacy Huck-lace scarf jest  Madelyn van der Hoogt ("Handwoven" May/June 2009).

Użyłam przędzy bawełnianej (z jakąś domieszką - oplotem). Niestety, osnowę zrobiłam zbyt luźną. Gdyby była ciut gęstsza, struktura byłaby lepiej widoczna.
Było to moje drugie podejście do huck lace'a.  Jest to jeden ze splotów, którego rzeczywisty wygląd uwidacznia się dopiero po wykończeniu tkaniny na mokro. Pierwsze zdjęcie przedstawia szal na warsztacie - struktura jest prawie niewidoczna. Zdjęcia drugie i trzecie zostały zrobione kilkanaście minut po zdjęciu szala z krosna i pomiętoleniu go trochę; widać już jak nici powoli się "odprężają". Trzecie zdjęcie przedstawia tkaninę po wypraniu, wysuszeniu i wyprasowaniu.

Tkanina na krośnie

 
Tkanina kilkanaście minut po zdjęciu z warsztatu
Tkanina kilkanaście minut po zdjęciu z warsztatu

Tkanina po wypraniu

"Lejsy" dla stabilizacji potrzebują płóciennych brzegów. I tu mała ciekawostka: splot płócienny, pozornie najprostszy (bo nieskomplikowany), tak naprawdę jest sprawdzianem umiejętności i kunsztu tkacza (to nie moje słowa, znalazłam je szukając informacji o huck lejsie). Dla ścisłości - sprawdzianem tym są brzegi. Ach, te brzegi! Moje są momentami zmasakrowane, a momentami jedynie pokiereszowane, a czasami tylko odrobinę zdefasonowane ;-). Usprawiedliwiam się tym, że w trakcie tkania kilkakrotnie zmieniałam sposób dobijania wątku, co w widoczny sposób wpłynęło na ich wygląd. Parę innych czynników też. Spostrzeżenia sobie wynotowałam i przy następnym podejściu postaram się skorygować to i owo.
A tak w ogóle to szalik mi się podoba.


 

sobota, 13 kwietnia 2013

Krosno tkackie DIBYD

Pamiętacie tego posta, w którym pokazałam regan wykonany metodą Do It By Your Dad? Otóż tato nie spoczął na laurach i po reganie (nota bene doskonale spełniającym swą funkcję) wziął się za kolejne prace.
Po pierwsze: mam snowadło z prawdziwego zdarzenia - solidne, z łatwością znoszące duże naprężenia. Do tej pory osnowę przygotowywałam na Harfie Kromskich. Harfa jako snowadło wcale nie jest taka zła,  jednak zdarzało się, że przy mniej elastycznej włóczce kołki wypadały, a to wieeelce nieprzyjemne. Co nieco jeszcze bym poprawiła (np. w rozstawie kołków), ale i tak jest super.

Po drugie: mam zestaw listew i listewek, które docelowo mają zamienić moją czteronicielnicową Julię Glimakry w ośmionicielnicową  Julię Glimakry :-). Oryginalna ośmionicielnicowa Julia jest krosnem typu countermarch,  moja pozostanie counterbalnacem. Mam nadzieję, że nie okaże się, iż ta przeróbka to najgłupszy pomysł na świecie...

No i po trzecie: krosno tkackie DIBYD jest prawie skończone :-). Krosno stołowe, ośmionicielnicowe, szerokość robocza 50 cm, model - a raczej jego prototyp - "Mania Tkania 150" :-D. Według pierwotnych założeń konstrukcja miała być maksymalnie uproszczona, dotyczyło to przede wszystkim mechanizmu unoszenia nicielnic. W toku prac projektowych okazało się jednak, że "uproszczona konstrukcja" nie oznacza wcale konstrukcji prostej w wykonaniu, zdecydowaliśmy się więc na model z bardziej złożonym systemem poruszania nicielnicami.
Ostatecznie, po przeanalizowaniu niezliczonej ilości zdjęć krosien tego typu w sieci i dzięki ikonograficznej pomocy Beaty, która lubi posiedzieć przy krosnach, druga wersja warsztatu zmieniła się w trzecią, czyli taką w której nicielnice unoszone i opuszczane są za pomocą klawiszy umieszczonych z czoła krosna.
Kiedy ogląda się takie warsztaty i ma się pojęcie o tkaniu, wszystko wydaje się banalnie proste: tu to, tu tamto, to musi być ruchome, to dalej, to wyżej itd., itp. W rzeczywistości zaprojektowanie  warsztatu, kiedy konstruktorzy na oczy takiego nie widzieli, jest nie lada wyzwaniem. Niestety, nie wystarczy zbić kilku desek i voila, gotowe. Dlatego spodziewam się niedoróbek i wad urządzenia, ale mam nadzieję, że będą one niewielkie i łatwe do naprawienia.
A tu Mania Tkania 150 jeszcze w stolarni (zdjęcia wykonane jeszcze przed przeniesieniem "dachu" na czoło urządzenia i przed lakierowaniem). Źródło mej dumy i radości :-).